wtorek, 1 października 2013

Rozpoczęcie IV roku medycyny

Nie mam jeszcze neta, piszę od kolegi z roku, swoją drogą bardzo dobry kolega. W sumie warto w tym miejscu poświęcić chwilę czasy temu zagadnieniu. Nauka swoją drogą, ale bez innych osób które bedą wspierały i pomagały w studiach będzie ciężko przez nie przebrnąć. Warto mieć jednego dobrego przyjaciela z roku z którym o wszystkim można porozmawiać i będzie Cię rozumiał. Z roku na rok grono znajomych się zwęża powoli robią się coraz mniejsze grupki każdy sobie rzepkę skrobie i właśnie dlatego warto mieć zaufane osoby.
 Z roku na rok się robiła coraz gorzej przez pierwsze dwa lata atmosfera była super, cały rok zgrany, po prostu wymarzony studie, swietne osoby, czego chcieć więcej? Ale od III roku ludzie zaczęli dziwne rzeczy robić, składać skargi do dziekanatu itp i ta atmosfera się popsuła, ale to temat na inną notkę.

Odnośnie IV roku to dzis miałem pierwsze zajęcia z genetyki trafiłem najgorzej jak mogłem, ze załamać sie mozna, za to z patomorfologii całkiem przyjemnie.

A teraz muszę kończyć bo nie będę kompa mojemu przyjacielowi zabierał :)

czwartek, 26 września 2013

IV ROK

A oto i wróciłem na bloga. Zaczyna się IV rok, połowa studiów za mną. Praktyki wakacyjne uważam, że były jednymi z najlepszych, a raczej najlepsze od początku studiów, mimo ze robiłem w szpitalu klinicznym, jednak nie należącym do naszego UM, robiłem je pod okiem profesora konsultanta wojewódzkiego z interny, bardzo mądry człowiek, jednak czasem pytał, co dawało trochę adrenaliny, ogólnie to czuję, że to moje klimaty, pacjenci, szpital, ogólnie ta cała medycyna, wtedy się czuje, że się dobrze wybrało. Mimo, że czasem się płakało, pakowało walizy i miało się rzucać to wszystko, to dobrze, że jednak zostałem, mogę powiedzieć, że duzo osób przez to przechodziło. Wiec obecnie się ciesze ze to przeżyłem i studiuje medycynę. Jednak jeśli miałbym zacząć od nowa studia, chyba bym się już nie zdecydował, ale co mógłbym robić innego w życiu? chyba nic...

Patrząc na plan IV roku widzę mnóstwo zajęć, codziennie właściwie od 8-12 kliniki, a wieczorami patomorfologie, farmakologie, zdrowia publiczne. Mogę stwierdzić, że z roku na rok tych zajęć coraz więcej, na I było mało na 2 też, zdarzały się dni wolne, a teraz? cały tydzień zawalony.

Pisząc chciałem jeszcze poruszyć jedną kwestię, a mianowicie ZDROWIE. Idąc na studiach, czytałem/słyszałem, że jest ciężko, ludzie zaczynają mieć problemy ze zdrowiem, wrzody, depresje i wiele innych. Twierdziłem ze mnie to nie spotka bo pewnie to się zdarza u ludzi słabych psychicznie, ludzi którzy olewają na maksa a potem próbują nadrobić itp. Jednak przekonałem się na własnej skórze i nie tylko ja, a wielu moich znajomych, właściwie z każdym z kim o tym rozmawiam na coś się skarży lub ma podobnie. Mnie spotkały problemy z żołądkiem, zacząłem rzygać jak kot przed pójściem na zajęcia, miałem jakieś napady strachu, lęku ogólnie zaczynało dziać się coraz gorzej, jednak zdecydowałem się pójść do lekarza i mieć robione badania, po gastroskopii poszedłem do gastrologa( swoja droga bardzo mądrej pani profesor) jednak problemy były dalej, bo to jednak kwestia podświadomości i ciężko to zmienić. Jednak obecnie mam nadzieję, że to minęło, zobaczymy jak się zacznie IV rok. Bo jakiejś choroby organicznej nie mam, to wszystko w głowie. Ten problem miało sporo osób, albo rzygało przed zajęciami, zaliczeniami, egzaminami, albo opanowywał ich niepohamowany strach. Innym problemem psucie się wzroku, z roku na rok coraz więcej osób nosi okulary, ja tez. Teraz na wykładzie, jakby nie spojrzeć to prawie każdy w okularach, a jak któś nie nosi to nosi soczewki, ogólnie ciężko znaleźć osobę z dobrym wzrokiem. Czasem mam żal, bo miałem kiedyś sokoli wzrok. ALE ALE ALE nauczyłem się jednej ważnej rzeczy, TRZEBA SIĘ CIESZYĆ Z TEGO CO SIĘ MA, bo ludzie nie doceniają tego co maja. Teraz się nawet ciesze ze nosze okulary, że mogę ostro widzieć, gdy osoba niewidoma pewnie by się cieszyła jakby miała jakąkolwiek wadę wzroku, ale żeby mogła widzieć, cieszę się ze żyje, że jestem zdrowy( w miarę :P ), że mam co jeść, gdzie mieszkać, no i że studiuje MEDYCYNĘ, jednak to ta wymarzona medycyna mnie powoli niszczy...

Paradoks, moje marzenia, realizacja tego marzenia, dążenie do celu ono mnie niszczy i nie tylko mnie a mnóstwo osób na roku...

Podsumowując dość smutno te studia niszczą zdrowie, niszczą ludzi, ale dają wielka satysfakcje i nie widze się na innym kierunku, nie zamieniłbym tych studiów, sam nawet nie wiem na co mógłbym je zmienić, nie przychodzi mi do głowy inny kierunek/ zawód.

Jak ktoś to czyta, to proszę o jakieś komentarze wtedy, wiem ze mam dla kogo pisać i bede pisał regularnie :)

Pozdrawiam z ostatnich dni wakacji
Zagubiony książę

wtorek, 8 stycznia 2013

Powrót

Miałem już nie pisać, bo myślę i tak nikt tego nie czyta. A tu wchodzę przez przypadek po dłuższej nieobecności  i co widzę komentarz :-o No to postanowiłem coś naskrobać.

Ogólnie dużo by pisać, wiele się wydarzyło. Obecnie czeka mnie ciężki styczeń, nigdy od początku studiów nie było tego aż tyle, ciągle jakieś zaliczenia i w ogóle blee. Patoszmato(fizjo) cóż w wczoraj było kolokwium a jak to bywa na kolokwium pisemnym u profesora jest nieciekawie, chociaż był test, to i tak większość nie wiedziałem (bo kto uczy sie w Święta ?). Z czekają mnie zaliczenia z interny i pediatrii, a ja ciągle nie umiem zbadać pacjenta, z pediatrii jeszcze coś tam powiedzmy sobie widziałem i zrobiłem. Z interny natomiast zero. Mamy taką asytentke co nam natłumaczy o każdym przypadku klinicznym, opowie co i jak, jakie leki, badania i inne bzdury, których i tak się nie zapamięta, a nie pokaże nam jak mamy podstaw nadania fizykalnego, a na zaliczeniu mamy zbadać. W sumie to lajtowa babka, ale kazała nam się nauczyć, żeby w razie czegoś jak trafimy to żebyśmy coś umieli jak już postawi nam te 5 z plusem i kaktusem. Kurde, aż strach pomyśleć o innych zaliczeniach, ale jakoś tak będzie w końcu jak to mówią na naszej uczelni, że łatwiej wylecieć w komsos niż z medycyny, więc jak Wam napiszę ze lecę na księżyc to znaczy ze juz nie studiuje.

 Zaliczam sobie dziś moje tłumaczenie 10 stron tekstu medycznego z ang, wychodzę, coś kopnąłem, idę dalej i patrze 2 zł, więc odrazu uśmiech na twarzy i mina "już ja wiem co z tym zrobie" więc poszedłem do punktu lotto po zdrapkę w cele cudownego rozmnożenia mojego znaleziska i oczywiście nic nie wygrałem. Łatwo przyszło łatwo poszło.


A teraz idę umrzeć... znaczy się radować myślą jaki czeka mnie koszmarny styczeń. Serio nie spodziewałem się ze bedzie tego aż tyle, chyba po raz pierwszy poczuję ze studiuję medycynę, co by mi nie było za łatwo i żebym miał co wspominać. W sumie to wiem ze raczej i tak zalicze na jakies trójczyny i obędzie się bez większych problemów, ale troche trzeba się napracować, żeby zaliczyć jak najszybciej, bo że się zaliczy to pewne ( przynajmniej naszej uczelni i kierunku lekarskim). Ponawiam moją prośbe, o napisanie jakiś rzeczy które by opisać na blogu. Bo dziś to troche przynudzam, ale piszę na szybko,  bez weny, dlatego, że zobaczyłem że ktoś napisał komentarz, więc jakby nie było chciałem żeby blog odżył, więc  oto mój POWRÓT( może nie króla, a zagubionego księcia :P )


środa, 21 listopada 2012

Pediatria, angielski i higiena

Na pediatrii ostro badamy dzieci, chociaz poczatkowo myslalem ze ciezko bedzie mi sie polubic z tym przedmiotem, bo to wkoncu dotyczy dzieci. Jednak okazalo sie ze jednak mam ten dryg do dzieci(moze powinienem zostac ojcem) i te dzieci sa taki fajne ( oczywiscie noworodki, bo starsze sa ble) i mozna je tak badac, glaskac i w ogole schrupac :P Przykre jest natomiast to ze mamy na patologii noworodkow i tam sa czesto powaznie chore dzieci i az serce sciska ze ledwo co przyszlo na ten zly swiat i juz musi cierpiec...

Angielskiego nawet nie bede opisywal ciagle wypatruje tylko konca zajec, poniewaz nie lubie angielskiego, ale nasza babka jest spoko widac ze ma powolanie i chec nauczenia nas angielskiego, szkoda tylko ze nigdy nie lubilem angielskiego. Ale dobrze ze juz sie konczy w tym semestrze ilez on moze trwac?

A jutro higiena i kolos, oczywiscie od poczatku tygodnia nic sie nie uczylem, a tu w piatek patomorfa i mikroby, ale damy rade, ktos przeciez musi. Co do higieny jej tez sie nie uczylem ,przerobilem pytania ktore mialy grupy w tym tygodniu cale 20 pytan abcd i na tym koniec, jak bedzie cos innego to klops...

poniedziałek, 19 listopada 2012

Czas na medycynie

Chciałbym opisać jak wygląda sprawa z czasem na medycynie. Jest mnóstwo opinii, plotek itp ze studenci medycyny nie maja na nic czasu, muszą ciągle się uczyć z wielkich i grubych książek(co akurat prawda), ze nie maja czasu na sen, no bo przecież muszą się uczyć. A jak to wygląda w moim przypadku ( i niektórych innych osób ode mnie z roku)? Wygląda to tak ze wolnego czasu jest mnóstwo, tak jak np teraz nie mam co robić, no uczyć się trzeba, ale to nie za wiele, jedynie na kolokwia trzeba trochę przysiąść ale nie zawsze. Od I roku miałem czas na wszystko, zawsze się wysypiałem (teraz trudniej z tym, ponieważ mam prawie codziennie rano zajęcia, a chodzę raczej późno spać). Spokojnie można chodzić na imprezy, ale to zazwyczaj w piątek, chociaż czasem zdarzyły się i w środku tygodnia( potem siedziało się na kacu na zajęciach). Ale żeby nie było ze jest taki lajcik i co to będzie ze mnie za lekarz, uczyć się uczę ( oczywiście nie na 5, ale i takie się czasem zdarzają oceny ), czasem zaliczam czasem nie, ale jakoś zdaje z roku na rok i to nie na samych trójach z 2 terminu, ale i na lepszych z pierwszego, wiec jak się chce to można, te studia normalnie przeżyć. Jesli czytaja to jacyś zainteresowani i chętni dostaniem się na medycynę, nie ma co sie bać warto próbować, mimo ze są czasem taki straszne opinie i opowieści jak to jest źle na tych studiach, sam z reszta opowiadam na prawo i lewo jak to nam tu źle i ile to mamy nauki, nie to co na innych studiach, ale to już z racji przyzwyczajenia i ze ludzie serio tak myślą i w to wierzą. Musze jednak przyznac ze w tym semsestrze jest tego czasu chyba najmniej, ponieważ jest dużo zajec kilku godzinne okienka miedzy ćwiczeniami, jak np 5-godzinne dziś miedzy interna a patofizjo, oczywiście nie uczyłem się podczas okienka bo lepiej  było iść spać :P

Interna, kolosy i takie tam...

Dziś rano interna, a raczej jej propedeutyka minęła jak zwykle czyli bez szału, na seminarium posłuchaliśmy trochę o badaniu klatki piersiowej co by cokolwiek wiedzieć jak pójdziemy do pacjentów, których i tak nie badamy, aaaa nie przepraszam bardzo dziś znów osłuchaliśmy tą samą pacjentkę co tydzień temu z POChP, wiec  można powiedzieć ze na internie zapewniają super zajęcia praktyczne. Pacjenci jak zwykle rózni, większość już w wieku którego większość lekarzy nie dożywa( przynajmniej tak twierdziła nasza  kobieta od łaciny).
Ale ale ale nie o tym miała być mowa, a manowicie znow odbyło sie kolokwium z postrachem katedry patofizjo profesorem  Ł, co do plusów tego zaliczenia było ono ABCDE, 30 pytań, 30 min, co  było wielkim zaskoczeniem gdyż poprzednie było 30 pytań opisowych 30 min i jego zdawalność wynosiła mniej niż 30%. Po teście jestem nawet optymistycznie nastawiony, ale nie ma co się cieszyć, gdyż wyniki testów które robi nam na normalnych cwiczeniach wynosza UWAGA 1, 2, 3 a co bardziej ogarniecie( zeby nie powiedzieć ULTRA KUJONY) dostają nawet 4 punkty na 10.

Natomiast jutro porcja nudów czyli epidemiologia...


niedziela, 18 listopada 2012

Czas zacząć

Witam, nie wiem czy ktokolwiek tu zajrzy, ale co nie co będę pisał. Na początku może coś o mnie, jestem studentem III roku medycyny w pewnym mieście( nie będę na razie zdradzał z jakiego), hmmm co więcej...
Postanowiłem zacząć pisać bloga, bo nie chce mi się uczyć na jutrzejsze kolokwium z patofizjologii( inczej zwanego popularnie i dość pieszczotliwie potoszit) i naszła mnie wena, a raczej myśl, ze lepiej robic wszystko inne, byleby się nie uczyć, czyli jak zwykle.

Hmm co więcej by tu napisać żeby ludzi nie odstraszyć :P
Na tym blogu mam zamiar pisać trochę o sprawach obecnych, tym co się dzieje na studiach, troche popłakać jak to mi źle i w ogóle jak jest blee. Zamieszczę może parę notek o tym jak mi mineły dwa pierwsze lata i początek III.

To na razie tyle, a teraz spróbuje się zabrać za ta gówno, tzn naukę patofizjologii.